Jak to jest?

No i włączył mi się umysł analityczny.

W ostatnim czasie zainteresował mnie pewien problem nazewnictwa czynności i de facto ich realności. O co mi chodzi?

Zaczęłam się zastanawiać nad pewnym rodzajem „słownego chwytu marketingowego” odnośnie do wielu aktywności sportowych osób niepełnosprawnych.

W ostatnim czasie internauci często udostępniali filmik z finału 1500 metrów Paramistrzostw Świata w Londynie tego roku, gdzie Joanna Mazur (niewidoma) zdobyła złoty medal. Wraz z opiekunem, który zresztą dostał swój medal. I zasłużony, bo w końcu jako opiekun zawodniczki musi mieć też kondycję i motorykę pozwalającą na efektywne wspieranie zawodniczki w jej dyscyplinie.

Jan Mela – wyprawa na biegun północny, mat. internetowe

No i dochodzimy do sedna problemu. Jak potraktować wszelkie aktywności sportowe zaliczające się do ekstremalnych: wspinaczka, nurkowanie, wędrówka wysokogórska, zdobywanie biegunów, alpinizm, himalaizm, surfing itp. Itp.? Czy osoba niepełnosprawna ruchowo (kule, wózek, bez protezy) tak naprawdę to się „wspina”? Jeżeli do tej wspinaczki czy alpinizmu jest konieczne, by opiekun nosił taką osobę na plecach. W wielu biografiach aktywnych wyróżniających się osób często można zobaczyć, że one wspinają się, nurkują, zdobywają biegun itp.

Mogę zrozumieć sportowca typu Oscar Pistorius bo korzysta z protezy i sam biegnie lub realizuje się w innych aktywnościach sportowych (pomijam jego problemy z prawem po zabójstwie partnerki). Swego czasu była głośna wyprawa dziewięciu osób niepełnosprawnych na Kilimandżaro z 2008 zorganizowana przez Fundację Anny Dymnej „Mimo wszystko”. Udział wzięli m.in. Jan Mela, Angelika Chrapkiewicz-Gądek, Katarzyna Rogowiec, Krzysztof Głombowicz. Pięciu z nich stanęło na szczycie Kilimandżaro i z reguły byli to ci, którzy byli w stanie wejść na szczyt samodzielnie. W którymś wywiadzie Jan Mela sam mówił, że do zdobycia biegunów była potrzebna proteza nogi. Ręki niekoniecznie. Ale nogi tak.

Z wyprawy na biegun północny, mat. internetowe

W tej grupie byli też opiekunowie, którzy pomagali niektórym się wspinać (nawet ich nosili na plecach). I tu się zaczyna sens używania wyrażenia „wspinać się”. Nie neguję odwagi, chęci przeżycia i udowodnienia sobie, że się chce i jednak może. ale fakty są niezbite, nie wspinają się sami, tylko wspinają się z opiekunami. Opiekunowie tutaj mają bardzo wielką odpowiedzialność, bo muszą zapewnić podopiecznym bezpieczeństwo.

Ja wszystko mogę zrozumieć, że jest teraz nacisk na używanie terminologii moc pozytywnych słów, wprowadzanie zasad coachingu, motywacji itp. Ale tu raczej jest lekkie przegięcie faktów i staje się to raczej swoistym chwytem marketingowym, wyrażeniem użytym na wyrost.

Wiem, w tej chwili się liczy tzw. pozytywne nastawienie i moc pozytywnych słów.

Ale pozytywnym wyrażeniem jest też to: wspinam się z pomocą nieocenionych ludzi.