…Brak dźwięku…

Sylwia Stankiewicz, Głębia, olej, płótno

Po prostu nie brak mi pewnych dźwięków. Zawsze tak odpowiadam na pytanie, czy nie chcę implantu. Nie mam za czym tęsknić. Nie znam czegoś i nie tęsknie, bo nie wiem jak to wygląda, nie wiem jak to działa, jaki ma ton np. Być może ktoś mi zarzuci, że nie idę z duchem medycyny, że nie próbuję. Po prostu dla mnie są inne ważniejsze priorytety. W tym roku zresztą podjęłam decyzję o aparatowaniu drugiego ucha, które od lat nie funkcjonowało ze zwyczajnego mojego lenistwa i niechęci do mega natłoku dźwięków. I wystarczy. Decyzja była słuszna, bo ucho się zaczęło rehabilitować i całkiem dobrze funkcjonuję w mej pracy, gdzie nieraz bywa tak głośno, że jestem ponoć szczęściarą, że nie słyszę więcej takiego hałasu. Praca z osobami słyszącymi jest dosyć wymagająca dla moich uszu i oczu-uszu. Można się przyzwyczaić do głosików moich koleżanek, jak nieraz lecą „przecudowne” (nie dla wszystkich uszu) słowa w akcie „pracodepresji”.

Ale za to tzw. wewnętrzny hałas bywa tak głośny, że jestem nieraz zmęczona, że ja tak sobie w głowie mocno hałasuję i trzaskam szufladami zaklasyfikowanych myśli.

Sylwia Stankiewicz, Zaproszenie do…, ole, płótno

Na pewno czułabym się dużo mniej bezpiecznie bez aparatów, bo praca i życie zawodowe jednak jakiegoś dostępu do dźwięków wymagają. Akurat w moim przypadku.