Dwa światy w jednej przestrzeni – część druga

Agnieszka Kołodziejczak, Wzloto-upadki, 2011-2017, olej na płótnie fot. własna

Zdaję sobie z tego sprawę, że czytanie z ust nie jest tak całkiem naturalne dla osób głuchych i słabosłyszących. Ja opieram swoje codzienne życie na czytaniu z ust. No i zaczyna się z tym cała zabawa. A to ktoś zasłania usta, a to ktoś ma bujne wąsy, a to przeszkadza bardzo słabe układanie ust w trakcie mówienia. Odkąd pamiętam musiałam sobie z tym radzić. Zwłaszcza w szkole podstawowej, w liceum i na studiach. Ale o dziwo jakoś to się spinało. Mogłam nawet robić notatki. Bo wielu nauczycieli, wykładowców ma skłonności do powtarzania co jakiś czas tej samej porcji wiedzy i jest czas na zrobienie notatki.

W szkole podstawowej i liceum zawsze siedziałam w pierwszej ławce, bo nauczyciele tak bardzo nie latali po sali i wiedzieli, że ja mam swoje specjalne potrzeby. Na studiach wolałam siedzieć w 2 lub 3 ławce. O dziwo na studiach filozoficznych praktycznie wszyscy wykładowcy sie dostosowali do mnie i w zasadzie jak chodzili to chodzili blisko mnie i zwracali twarz do mnie. A tego właśnie się bałam najbardziej decydując się na łączenie dwóch kierunków studiów. Że nie zrozumiem wykładów czytając z ust.

Migawka z Bornholmu, fot. Agnieszka Kołodziejczak

Poszło lepiej niż myślałam. I do dzisiaj pracuję z reguły w środowisku słyszącym. Oni nie zawsze uświadamiają sobie skalę tej umiejętności czytania z ust. Że to wcale nie jest takie znowu łatwe i przyjemne. Czytanie z ust przez około 18 godzin z przerwami, nie doliczając godzin snu, jest męczące czasami. Czasem moje oczy zwyczajnie wysiadają, robią sobie parominutowy reset. Wyglądam wtedy nieco śmiesznie, jak ktoś mnie pyta, a ja z błędnym wzrokiem powtarzam: nie rozumiem, powtórz (i tak ze 3 razy). A jeszcze jakieś 10 min temu przed taką sytuacją świetnie kumałam z ust.

Migawka z Bornholmu, fot. Agnieszka Kołodziejczak

Wczoraj usłyszałam od kogoś, że mowa jednak bardzo pomaga w życiu i że dziecko głuche musi mieć możliwości rozwoju mowy. Oczywiście znając realia polskiej rzeczywistości. Twarda rzeczywistość życia w świecie zawodowym słyszących uderza czasem po głowie. Nie ma co ukrywać, kultura telefoniczna w Polsce jest wszechobecna. Widzę to w mej pracy. Właściwie jedynie mój dział pracy nie wymaga takiego wszechobecnego dzwonienia. Jestem dogadana z zespołem odnośnie rozwożenia dokumentów i dawania do podpisu. Za to robię trudny odcinek projektu, który jest w kółko na celowniku wszelakich kontroli. Nie ważne czy jest się głuchym czy słyszącym, ten odcinek pracy trzeba robić dobrze i czytać telepatycznie w myślach kierownika OWES. 🙂

Ciąg dalszy nastąpi…