W zalewie krótkotrwałych trendów, aktualnych mód na coś tam słowo „normalnie” nabiera innego wydźwięku. Co dziś można określić tym mianem? „Normalnie” może znaczyć normalnie w sensie, że tak dziś jest i takie czasy. A także normalnie może znaczyć normalnie czyli zwyczajnie, bez ulegania modom, trendom i próbom wtapiania się w obowiązujące modne konwencje społeczne. Widząc przystosowanie się do pędzącego świata, wzruszamy ramionami i mówimy: w końcu to normalne (znaczenie albo neutralne albo bardziej pejoratywne).
W prozie szybkiego życia codziennego często tęsknimy za naturalnością, za odetchnięciem od trosk i problemów i wtedy da się usłyszeć westchnienie pełne ulgi: nareszcie, jest tak normalnie(znaczenie pozytywne). Tu akurat się kłaniają modne słowa skandynawskie: hygge (z duńskiego), lagom (z szwedzkiego), koselig (z norweskiego). No i polskie dawne słowo zapomniane w użyciu: „błogość”. Moda na słowa skandynawskie bierze się z wzbudzania popytu konsumenckiego i reklamy produktów, które oferują obietnicę tej „szcześliwościo-normalności”.
Desperacko ludzie szukają tej „normalności” w zakupach, podchwytywaniu trendów, przystosowywaniu się do określonej grupy społecznej, byle nie wypaść poza nawias społeczności. Wszystko wtedy jest normalne, bo tak trzeba, bo tak dzisiaj jest i tak powinno się robić. Ale czy w ślad za „normalnością” idzie tzw. normalność (ta pozytywna) osobowości?
I tu się rodzi pytanie: dlaczego normalność jest z reguły uzależniona od otoczenia, od warunków w otoczeniu? A nie od nas samych, naszej osobowości?