Po bretońsku – część druga

No dobra poprzednio była część taka trochę oficjalna tego pobytu w Brest. Brest to miasteczko nad oceanem w Bretanii. Jak pisałam podróż tam trwa niemal cały dzień😊. Najpierw samolot do Paris-Beauvais, potem busik nr 6 do centrum miasta Beauvais. Swoją drogą bardzo fajne miasteczko, pełne zieleni i starych zabudowań. A zieleni to tyle w Łodzi nie widziałam. Bezwzględnie zrobiłyśmy stopa na kawę francuską z posiadówką krótką w kawiarni w parku. Z Beauvais wsiadłyśmy w fajny pociąg regionalny do stacji Gare du Nord w Paryżu. I nas w pociągu oświeciło, że nie jedziemy na jakąś byle konferencję tylko na wielkie wydarzenie. No i trema nas złapała rzecz jasna. Ze stacji Gare du Nord złapałyśmy metro do stacji Paris Montparnasse na zaplanowaną podróż TGV do Brest. W drodze do pociągu kawa i oczywiście słynny croissant by poczuć definitywnie atmosferę francuską. Oczywiście potwierdzam: tyłek po 3,5 godzinach jazdy TGV nie boli. A i jeszcze zerknęłam na Paryż jadąc metrem przez Sekwanę. Bolały nas serduszka w trakcie jazdy metrem i mijania stacji z nazwami słynnych miejsc paryskich. Niestety wąchałyśmy tylko paryskie metro i luknęłyśmy na Sekwanę.

I miał rację pewien pasjonat Francji, że Bretania to inny klimat. Paryż powitał nas niemiłosiernym upałem 32 stopni. A w Brest było 18 stopni. I rześkie oceaniczne powietrze bardzo mocne. Jodu się sporo nawdychałam.

Szczególnym „smaczkiem” konferencji był starofrancuski taniec ludowy GAVOTTE rozpowszechniony w Bretanii, który tańczyłyśmy w przerwie między blokami tematycznymi. Był niezwykle pobudzający  😉 Prowadziłam  korowód  😁

www.facebook.com/swsjatymy/videos/642978606076170

Wino wypite, specjały słodkie i potrawy obowiązkowo wypróbowane. Prowadziłyśmy intelektualne rozmowy na temat francuskich starszych panów na ulicach😊.

Poczułyśmy co to znaczy luz francuski. Na ulicach po południu ludzie siedzą w kawiarniach, restauracjach i spotykają się z przyjaciółmi, rodzinami, znajomymi itp. Akurat w czasie konferencji trwał też festiwal muzyczny – muzyka na ulicach była wszędzie. Miałyśmy okazje obserwować jeden z zespołów muzycznych, który poderwał grupę do szalonego wręcz transowego tańca. Ludzie tańczyli i nie myśleli o problemach.

No i poznałyśmy smak francuskich strajków😊 a dobrze wiadomo, że strajk we Francji to rzecz święta heh. Trafiłyśmy na moment strajku kolei francuskich. Na stacji Gare du Nord mnóstwo ludzi koczowało lub stało w kolejkach do kas. Jak się okazało, nasz pociąg do Beauvais został odwołany. No to trzeba było wdrożyć plan awaryjny (który zresztą intuicyjnie miałam w zanadrzu już od momentu przyjazdu do Francji) – metrem na stację Porte du Maillot na busy na lotnisko Beauvais. Magda zdążyła z oddali zobaczyć Wieżę Eiffla, bo jeszcze nie była w Paryżu.

Nie ma co – metro paryskie jest świetnie zorganizowane i jest świetna informacja na dworcach i stacjach metra. Szkoda, że nie było szans zostać dłużej w Brest czy tez w samym Paryżu. Ale dobre i to😊

Nadal czuję smak oceanu silne powietrze w Brest i ten niezapomniany smak francuskiego luzu.

Może czasem faktycznie nie warto tak ganiać. Czasem warto się zwyczajnie zatrzymać, wypić wino, przejść się na wybrzeże, usiąść w knajpce, zjeść burgera z krewetkami i pogadać o mistrzostwach świata i piłce nożnej.

W końcu liczy się smak życia😊