Jak to jest z tą przestrzenią osobistą?

Wystawa prac Jacka Markiewicza, Aneta II, Centrum Zamek Ujazdowski, Warszawa, mat. internetowe

Rozmowa z Jackiem Markiewiczem, 2000 rok:

Opowiedz o swoich dawniejszych pracach. Podczas wystawy „Ja i AIDS” w kinie Stolica w Warszawie zbudowałeś namiot z aksamitu, w którym przebywałeś nago, a widzowie mogli Cię odwiedzać, dotykać.

Tam było zupełnie ciemno. Ten, kto wchodził do środka, napotykał mnie. Byłem wykąpany, wyperfumowany… Dziewczyny zachowywały się dość odważnie, rozmawiały ze mną, przytulały się, całowały w penisa. Byli i tacy, którzy wpadali w dziki strach, starając się stamtąd wydostać w sposób dość tragiczny.

Ile osób weszło do namiotu?

Sporo. Niektórzy wchodzili po kilka razy.

Wspominasz to przyjemnie?

Tak.

Czemu to służyło?

To było moje zbliżenie do ludzi. Spotkanie się z nimi w zupełnie inny, bardziej intymny sposób. Miałem też przykre zdarzenie podczas wystawy w Płocku. Byłem obmacywany przez jedna osobę dość poważnie, że tak powiem. Myślałem że to jest dziewczyna i przeszły mnie ciarki, kiedy się zorientowałem, ze to był zupełnie ktoś inny. Wiem, że ten ktoś jest homoseksualistą chorym na AIDS.*

Metafora przestrzeni osobistej, mat. internetowe

Nie wiem czy byłabym w stanie przeprowadzić taką akcję. Być może nie ma we mnie jeszcze takiej odwagi eksploracji granic mej przestrzeni. Mimo wszystko na dzień dzisiejszy wolę sztuki wizualne w postaci malarstwa. Podziwiam akcje z obszaru body-artu -nurt, który opiera swoje działania na czynnym udziale ciała i różnorodnych aktywności dokonywanych na ciele. Ciało jest instrumentem twórczym. Zwłaszcza ciało artysty. To tez jest swoista próba destrukcji wyraźnie określonej przestrzeni osobistej, przestrzeni intymnej, którą w zasadzie każdy w jakiś tam sposób wyznacza wokół siebie i w ten sposób chroni samego siebie. Ciekawym elementem jest ciemność w akcji Jacka Markiewicza. Ona zapewnia jednak rodzaj anonimowości pozwalającej na odwagę eksploracji ciała artysty przez odważnego bez twarzy widza. Ciemność równa się anonimowości. W ciemności granice się przesuwają, nie znamy własnych nazwisk, twarzy, nie musimy widzieć reakcji. Wokół-świat się kurczy. Intensywniej się czuje własne ciało i zmysły.

Ale jest jedno ale. Tego rodzaju akcje powtarzane stają mimo wszystko bazą późniejszego zobojętnienia. No skoro to już było to czym się ekscytować?

*Artur Żmijewski  „Drżące ciała – rozmowy z artystami”, seria Krytyki Politycznej, t 2, Bytom – Kraków, 2006